Jedne z najgłupszych tejków o e–voting to te, które porównują system głosowania, który ma kilka wieków do wad i zalet nowego rozwiązania.
To jest tak jakby argumentować, że samochody są złe, bo konie chodzą na owies i są fajne, a samochody wymuszą nowe przepisy, nigdy nie będą tak bezpieczne jak powolne konie, i łatwiej nadużyć samochód niż konia.
No ale tak się kończy upolitycznienie tematu i ślepe bronienie barykady po stronie swojego plemienia.
Tymczasem demokracja zdycha, bo politycy wybierani systemem sprzed wieków i zbyt kosztowne referenda sprawiają, że opodatkowani obywatele nie mają poczucia, że mają na cokolwiek wpływ.
Tylko łatwo jest nie policzyć tego czego nie widać, czyli kosztów aktualnego pato systemu VS TEGO CO CZĘSTSZA I BARDZIEJ DOSTĘPNA DEMOKRACJA DEMOKRATYCZNA MOGŁABY UMOŻLIWIĆ A CO DZISIAJ NAWET NIE ISTNIEJE, BO TEGO NIE MA np. demokrację bezpośrednią co jeden dzień, a nie co cztery lata.