W UK przeszły właśnie wybory lokalne. Od zeszłego roku Brytyjczycy mają nowy powód do narzekania, a mianowicie wymóg przedstawienia dowodu tożsamości. Przedtem do komisji się po prostu przychodziło i mówiło “jestem taki i taki, mieszkam tu i tu”, a komisja wydawała kartę. Oczywiście, otwierało to pole do masowych fałszerstw, więc w ubiegłym roku wprowadzono w końcu identyfikację wyborców.

Ale… w UK nie ma dowodu osobistego. I tu zaczynają się schody, które moim zdaniem doskonale ilustrują absolutnie betonowy i irracjonalny konserwatyzm brytyjskiego systemu. Oczywiście, w UK w latach 2000-ch próbowano wprowadzić pojedynczy dowód tożsamości, tak jak wszędzie w EU. Tyle, że skończyło się to po wielkiej medialnej kampanii pod hasłami “naruszania prywartności”, “permanentnej inwigilacji”, obsługiwanej głównie przez brukowce w stylu Daily Mail.

No i pojedynczego dowodu osobistego w UK rzeczywiście nie ma. Ale biznesowo tożsamości jest oczywiście wymagana wszędzie tam gdzie w Polsce. Jak rozwiązano ten problem w UK? W sposób typowy dla UK, czyli tak jak ze słynnymi osobnymi kranami (z jednego cieknie wrzątek, z drugiego zimna woda, w teorii należy sobie zatkać zlew i w nim zmieszać wodę z obu). Czyli w sposób przeciwskuteczny i absurdalnie skomplikowany.

W UK oczywiście istnieje tuzin państwowych baz danych osobowych (NI, HMPO, rejestr wyborczy, DWP, DVLA itd), za którymi idą zbliżone do dowodu osobistego dokumenty tożsamości. Tyle, że żadna z nich nie ma statusu oficjalnego dokumentu tożsamości, więc identyfikacja wobec banków, pracodawców czy nawet głupiej agencji wynajmu wymaga przyniesienia nie tylko dwóch różnych dokumentów tożsamości (np. prawo jazdy i paszport) ale do tego stosu wyciągów z banku, rachunków z elektrowni lub wodociągów i okazania tych - dość wrażliwych jednak - dokumentów przypadkowym pracownikom prywatnych firm, którzy zwykle je jeszcze sobie kopiują. “Ochrona prywatności”, powiadacie?

A teraz clou: oczywiście, poza bazami państwowymi istnieje mnóstwo baz prywatnych, w tym chyba największa zagregowana baza Experiana, która zbiera w jednym miejscu dane osobowe, adresowe oraz finansowe. Ponieważ UK nie ma odpowiednika bazy PESEL, więc brytyjskie urzędy korzystają - za pieniądze - z… komercyjnej bazy Experiana. I dokładnie o to chodziło w całej tej kampanii brytyjskich brukowców w 2000-ch. Experian jest prywatną firmą i nie podlega żadnej demokratycznej kontroli, a na dodatek ciągle zdarzają mu się wycieki bo kto by inwestował w bezpieczeństwo IT w XXI wieku?

Skutkiem ubocznym tej prywatyzacji danych osobowych jest także trwający od dwóch lat burdel w komisjach wyborczych. Zamiast prostego komunikatu jak w EU “na wybory idę z dowodem albo paszportem”, Brytyjczycy dostają listę 20 różnych “dowodów tożsamości”, z licznymi wyjątkami - na przykład zwykła karta metra Oyster nie jest, ale karta Oyster 60+ już jest:

https://gov.uk/how-to-vote/photo-id-youll-need

Gubią się w tym i wyborcy i komisje wyborcze. No ale dla ochrony interesów prywatnych firm agregujących dane osobowe chyba warto się poświęcić 😉

Follow

@kravietz

Jeśli dobrze rozumiem gov.uk/apply-for-photo-id-vote to można dostać dokument który działa znając tylko czyjś "National Insurance Number". Czy jest to z jakiegoś powodu trudniejsze do oszukania niż wersja w której komisji możnaby podać ten numer?

@robryk

Zaaplikować można ale to nie znaczy, że w backendzie nie ma jakiejś dodatkowej weryfikacji. Akurat brytyjskie formularze urzędowe online są zwykle projektowane bardzo rozsądnie, z udziałem ludzi od UX i usability, więc wygląda to zawsze łatwiej niż jest w rzeczywistości. No i byłoby to oczywiste przestępstwo - to jednak zupełnie inny kaliber niż podanie “przez pomyłkę” cudzego adresu w komisji wyborczej.

Sign in to participate in the conversation
Qoto Mastodon

QOTO: Question Others to Teach Ourselves
An inclusive, Academic Freedom, instance
All cultures welcome.
Hate speech and harassment strictly forbidden.