Gdy ludzie używają takich słów jak #syjonizm i #antysyjonizm, to właściwie co mają na myśli?
Czy to tylko psi gwizdek używany przez antysemitów (jak „Żymianie”), czy to ma jakieś inne sensowne znaczenie?
Bo wydawałoby się, że syjonizm jako ruch na rzecz założenia państwa żydowskiego zakończył się sukcesem, i w tym sensie znaczenie tego słowa powinno się raczej wyczerpać poza kontekstem historycznym.
Teoretycznie można by uznać że syjoniści to ci co uważają że państwo żydowskie powinno („ma prawo”) nadal istnieć. Ale widzę mnóstwo ludzi którzy deklarują że uznają istnienie tego państwa, ale od syjonizmu odżegnują się z zastanawiającym zacietrzewieniem.
Czy to tylko totemy uruchamiane w momencie, gdy ludzie przestawiają sobie w głowę tę wajchę na tryb myślenia o świecie w najbardziej infantylnych kategoriach my-oni?
O co tu chodzi?
Wydaje mi się, że widziałem "syjoniści" użyte w znaczeniu "zwolennicy Izraela <w jakimś kontekście/konflikcie>".
Można tego używać w sposób, w którym się milcząco zakłada, że ktoś jest za lub przeciw Izraelowi we wszystkich kontekstach (oraz że to jest dobrze zdefiniowane we wszystkich kontekstach), albo w sposób, w którym się zakłada, że "wszyscy wiedzą" o jaki kontekst akurat teraz chodzi (i w ten sposób produkować dużo konfuzji). Nie pamiętam, którego widziałem więcej. \helpless_shrug{}
> w skrajnych przypadkach widziałem ludzi _rozważających w przyszłości aliję_, ale jednocześnie twardo odżegnujących się od syjonizmu.
Apriorycznie to nie jest zupełnie sprzeczne: ktoś może chcieć mieszkać w kraju, z którego rządem się absolutnie nie zgadza (bo alternatywy mu dostępne są gorsze).
> (...) na takiej zasadzie bycia z zasady przeciwko Izraelowi we wszystkich kontekstach. Ja bym argumentował, że to bardzo słabo skrywany zwykły antysemityzm.
Nie widzę czemu. Oczywiście często tak będzie, ale pogląd pt. "mam ujemne zaufanie do działań rządu Izraela, jakiekolwiek one nie będą" nie brzmi dla mnie jak uprzedzenie nawet do mieszkańców. Uprzedzenie do mieszkańców nie musi być antysemityzmem (porównaj "uważam, że to państwo nie powinno istnieć" z antysemityzmem).
> zadeklarowani „antysyjoniści”.
Czy masz jakieś obserwacje na temat tego, co to słowo powszechnie znaczyło z 20 lat temu? Ciekaw jestem czy stało się tu coś podobnego co z "haker" lub "cieć".
> Apriorycznie to nie jest zupełnie sprzeczne: ktoś może chcieć mieszkać w kraju, z którego rządem się absolutnie nie zgadza (bo alternatywy mu dostępne są gorsze).
To brzmi jak przeciętny Izraelczyk. Pytanie wtedy gdzie są syjoniści.
> Uprzedzenie do mieszkańców nie musi być antysemityzmem
To wydaje mi się trudną do utrzymania figurą akrobatyczna. Trochę jakby mieć „uprzedzenie do mieszkańców Polski” które nie byłoby antypolonizmem. Come on.
Hasło „to państwo nie powinno istnieć” zdecydowanie odczytuję jako antysemickie — po prostu dlatego, że to nie jest jakiś ogólny test, któremu co do zasady poddajemy państwa. Co do zasady nie dajemy sobie prawa do oceniania non stop na podstawie jakichś testów moralnych, które kraje „powinny istnieć”. Akceptujemy że istnieją.
Tylko na Izrael ciągle projektujemy takie testy. Czasem przybierają naprawdę kuriozalne formy, np. w jednej dyskusji na fedi dostałem pytanie czy aby na pewno „wszyscy Żydzi są rdzenni w Izraelu”. Te same osoby wstydziłyby się pytać np. czy imigrant z Afryki do Polski aby jest prawdziwym Polakiem i w związku z tym czy aby na pewno faktycznie wszyscy Polacy są rdzenni w Polsce.
Tak samo wszelkie rozważania, czy to aby na pewno akceptowalne, że Izrael jest państwem żydowskim (więc ma żydowską symbolikę państwową i preferencje dla Żydów w imigracji) — tak jakby reszta świata nie była wypełniona krajami nawigującymi jakąś drogą międy ideałami neutralnej republiki i jednocześnie państwa narodowego.
To nastawienie „bycia z zasady przeciwko” w praktyce reprezentuje podwójny standard (podobnie zresztą jak powtarzanych slogany typu „oni przecież powinni wiedzieć lepiej, bo sami przez to przeszli” itp.). Ten podwójny standard to jest antysemityzm. Cały ten schemat ciągłego utożsamiania Żydów z aktualnymi grzechami świata, robienia sobie z nich postaci w naszym wyobrażonym teatrze moralnym, to najbardziej charakterystyczny wzorzec antysemityzmu.
I można to też wszystko widzieć, nie ustawiając się w pozycji „z zasady zawsze po stronie Izraela”.
> To brzmi jak przeciętny Izraelczyk. Pytanie wtedy gdzie są syjoniści.
"My country, right or wrong"?
O reszcie muszę pomyśleć.
> "My country, right or wrong"?
No tak, ale wystarczy posłuchać dowolnych Izraelczyków, żeby się zorientować, że to jest tam akurat wysoce nietypowa postawa.
Ach, mówisz że powszechnie nazywa się syjonistami znacznie większy zbiór ludzi?
@robryk Tak. Ja bym powiedział że w kontekście izraelskim używa się tego słowa raczej dumnie, w znaczeniu: „ktoś dla kogo istnienie Izraela jest wartością wartą obrony” (i co oczywiście wiąże się ze stałym narzekaniem na wszystkie rządy, podszytego głębokim przekonaniem że Izraela nie stać na słabe rządy). W kontekście pozaizraelskim, w tym u nas, to jest po prostu wyzwisko, które ma za zadanie konotować zło w jakiś mętny sposób. Wystarczy że ktoś powie, że Izrael ma prawo się bronić, i już słychać że oho, syjonista — co ma wystarczyć za negatywną ocenę.
@robryk w ogóle w praktyce chodzi właśnie o te konotacje, i często jest to naprawdę super prosty zabieg, w którym wystarczy zamienić „Żydów” na „syjonistów” i już można powtarzać wszystkie klasyczne antysemickie tropy sprytnie unikając oskarżenia o jawny antysemityzm: o spiskach syjonistów oplatających świat jak ośmiornica, o syjonistach którzy za cel stawiają sobie mordowanie dzieci, o oczyszczeniu świata z zanieczyszczenia syjonizmem, o tym że syjonizm ucieleśnia wszystko co złe w świecie itp.
@robryk w skrajnych przypadkach widziałem ludzi _rozważających w przyszłości aliję_, ale jednocześnie twardo odżegnujących się od syjonizmu. To jest raczej reakcja na stosowanie kategorii „syjonisty” właśnie na zasadzie negatywnego tożsamościowego totemu. Widywałem też (krytyczne) sformułowania typu „syjonistyczny rząd Izraela” — i zastanawiało mnie, co właściwie ma znaczyć ten przymiotnik. Jaki miałby być rząd Izraela?
Z drugiej strony, na pewno widać zadeklarowanych „antysyjonistów” funkcjonujących właśnie na takiej zasadzie bycia z zasady przeciwko Izraelowi we wszystkich kontekstach. Ja bym argumentował, że to bardzo słabo skrywany zwykły antysemityzm. Tak samo jak bycie z zasady przeciwko wszystkiemu co reprezentuje Polska byłoby przecież niczym innym niż uprzedzeniem. Nader często wiąże się to zresztą z daniem sobie przyzwolenia do demonizowania. Dlatego ja takie stanowisko „antysyjonizm, nie antysemityzm” odbieram jako dokładną kopię postawy „nie jestem rasistą, ale” (a zastrzeżenia, że „przecież istnieją Żydzi którzy są przeciwko…” jako kalkę z tradycyjnego „kolegi geja”).
W sensie: istnieją oczywiście ludzie faktycznie występujący z jakąś krytyką polityki Izraela, np. protestujące przeciw polityce rządu rodziny zakładników. Ale to w ogóle nie jest to, co robią zadeklarowani „antysyjoniści”.