Follow

Wyobrażacie sobie, jak wyglądałaby twórczość H. P. Lovecrafta, gdyby był on Polakiem? xD
Gdzieś w międzywojennym Poznaniu mieszka sobie Henryk Wielosławski, zubożały szlachcic, student historii i szkaradna spierdolina bez przyjaciół spędzająca większość czasu w bibliotece. Pewnego dnia przychodzi do niego list informujący, że szanowny stryjek Apoloniusz raczył spierdolić się z rowerka wskutek alkoholizmu i zostawił bratankowi spadek oraz przekuresko istotną tajemnicę rodową do rozwiązania xD Henryk ładuje cały majątek do walizki i wyrusza do majątku stryja na Podlasiu. Po drodze wydaje mu się, że trafił do jakiegoś niepojętego dla śmiertelników piekła, ale to tylko ciapąg przejeżdża przez Bałuty. Dociera na dworzec w Białymstoku i coś mu się nie podoba – wszędzie śmierdzi gównem, kapustą i bimbrem przemycanym z ZSRR, jakieś zielonkawe opary unoszą się w powietrzu, a nieliczni miejscowi mają jakby zdegenerowane mordy – jednym słowem, a to Polska właśnie xD Chcąc nie chcąc, za pomocą rozpadającej się dorożki trafia do zdezelowanego pałacyku wuja (który nadal nie żyje). Rozgaszcza się w pokoju z jakimiś bluźnierczymi obrazami i rozpoczyna śledztwo. Rozpytuje się wśród lokalsów, mimo tego, że nie zna tej niepojętej parodii rosyjskiego, rysuje kutasy w zrabowanym przed laty z tureckiego obozu Necronomiconie i szkaluje miejscowych Żydów i Białorusinów (to cholernie ważne zajęcie dla każdego szanującego się bohatera Lovecrafta xD).
Pewnej nocy usiłuje zasnąć, ale monotonne zaśpiewy „Khathulu daj dla nas” dochodzące z bagiennego lasu doprowadzają go do kurwicy bolesnej. Postanawia zbadać sprawę, a po kilku godzinach przedzierania się z kradzioną strzelbą przez krzaki, mokradła, zagajniki i trupy sołdatów z wojny polsko-bolszewickiej natrafia na iście nieziemski widok. Olbrzymia polana, na środku której rośnie przekuresko wielki dąb pokryty bluźnierczymi, powtarzam, bluźnierczymi sentencjami i rysunkami monstrualnych kutasów, dookoła krąg ognisk z kradzionych sztachet i gówna, a między nimi tańczą miejscowi ubrani w wyjściowe podarte przepaski pamiętające cara xD
Henryk ma już pobawić się w safari, wyciąga zza pazuchy aparat, przeładowuje strzelbę, aż tu jak bagno nie zabulgocze niczym brzuch po opierdoleniu siódmej dokładki bigosu w święta! Nagle wśród monotonnych zaśpiewów z mokradła wyłazi jakieś kilkunastometrowe kurewstwo wyglądające jak krzyżówka żubra, bielika i ośmiornicy, na którego widok Darwin spaliłby swoją teorię oraz popełniłby bukkake, i tubalnym telepatycznym głosem informuje w jidysz, że jak jeszcze raz będą mu zawracać pozaziemską dupę śmiertelniczymi prośbami o urodzaj ziemniaków, to przysięga, że ich wypierdoli z kopa do R’lyeh xD Wieśniacy razem z Heńkiem spierdalają w podskokach, który rankiem podpala dworek, sprzedaje ziemię miejscowemu rabinowi, jeszcze raz szkaluje Białorusinów i natychmiast po powrocie do Poznania trafia do psychiatryka, bełkocząc bez przerwy o pozaziemskich Przedwiecznych i srając w gacie na widok drzewa xD

Sign in to participate in the conversation
Qoto Mastodon

QOTO: Question Others to Teach Ourselves
An inclusive, Academic Freedom, instance
All cultures welcome.
Hate speech and harassment strictly forbidden.