Dziś w #OkoPress piszę o blokczejnie i wyborach zdalnych:
https://oko.press/blockchain-w-polskich-e-wyborach-gawkowski
> Problem z e-głosowaniem nie jest technologiczny, a społeczny: podstawową funkcją wyborów jest nie tylko wskazanie nowej władzy czy podziału mandatów, ale też zapewnienie, że wszyscy się co do ich wyniku zgadzamy. Nawet jeśli „nasza” opcja przegrała.
> System głosowania w wyborach powszechnych musi spełniać dwa trudne do pogodzenia warunki: głosowanie musi być poufne, a jednocześnie w pełni godne zaufania.
> Jeśli głosowanie nie jest w pełni godne zaufania, różne siły polityczne mogą zacząć podważać wynik wyborów
> Żeby głosowanie było godne zaufania, konieczne jest, by osoby głosujące rozumiały, jak system wyborczy działa.
> To jest niełatwe nawet przy korzystaniu z papierowych kart wyborczych.
> Zastąpienie urny wyborczej komputerem znacznie utrudnia zrozumienie i audyt systemu.
> Żeby głosowanie było godne zaufania, konieczne jest, by osoby głosujące rozumiały, jak system wyborczy działa.
Nie wiem, czy się z tym zgadzam, bo to nie jest standard, którego używamy w innych okolicznościach.
Popatrzmy na pogotowie ratunkowe i SORy. Pacjenci owych zwykle nie mają doświadczeń z osobami tam pracującymi, ani nie wiedzą wystarczająco dużo, żeby rozumieć ich postępowanie. Mimo to zwykle ufają, że instytucja pogotowia rękami swoich pracowników przeciwdziała ich śmierci lub poważnemu uszczerbku na zdrowiu.
Wydaje mi się, że takie podejście jest bardzo powszechne w naszych życiach (jednak często w sytuacjach, których regularność i charakter pozwala każdemu z nas zbudować zaufanie na bazie doświadczenia): raczej nie rozumiemy, jak to działa, że pedał gazu przyspiesza samochód, ale ufamy że tak jest. Podobnie z bezpiecznym przechowywaniem żywności, działaniem środków telekomunikacji, skutecznością ochrony pasażerów samochodów przed skutkami zderzeń.
Czy uważasz, że wybory są w jakiś sposób specjalne albo może źle rozumiem ten mechanizm (nadmiernie go generalizując?)?
Zgadzam się, że skutki braku zaufania są inne (aczkolwiek wydaje mi się, że niedoszacowujesz te dla SORu).
Nie rozumiem za to, w jaki sposób sam proces decydowania o tym, czy czemuś ufamy jest w tych wszystkich sytuacjach różny (w wielu z tych pozostałych również mamy adwersarzy, którym zależy na zniszczeniu zaufania). Czy może chcesz powiedzieć, że ludzie generalnie by niezrozumiałemu systemowi ufali (dopóki nie mieliby podstaw[1] sądzić przeciwnie), ale skutki utraty zaufania są znacznie gorsze, więc akceptowalne ryzyko jest mniejsze?
[1] co do przykładu z USA -- nie wiem jak o nim myśleć, bo w tamtej okolicy następuje strasznie dużo przekonywania ludzi za pomocą absurdalnych stwierdzeń, którego nie umiem modelować (chociażby nie mam zbyt dobrego pojęcia o tym, co wpływa na to, które absurdalne stwierdzenia są bardziej przekonujące)
@robryk nie mówiąc już o tym, że w przypadku SORu te obserwacje są (trochę upraszczając) w większości przypadków dość jasne: pacjent przeżył lub nie.
Proces jest tu mniej ważny jeśli idzie o budowanie zaufania, niż wynik, bo wynik jest obserwowalny i dość jednoznaczny.
W przypadku wyborów tak nie jest. W przypadku wyborów możemy obserwować tylko proces wyborczy. Wynik prac nowo wybranego parlamentu ocenić będzie można w miarę sensownie dopiero za lat kilka, jeśli nie kilkadziesiąt...
Zaufanie do SORów nie bierze się IMO z wyników, ale z (braku) nieuzasadnionych porażek. Jeśli to prawda, to to też jest jakaś postać zaufania do procesu a nie do samych skutków.
@robryk pewnie, ale nadal to można obserwować łatwiej i częściej, niż w przypadku wyborów.
@robryk tak, skutki utraty zaufania do procesu wyborczego są znacznie gorsze, więc akceptowalne ryzyko jest znacznie mniejsze.