Jewhen Dikij, przyrodnik i były dowódca “Ajdaru”, który często ze swadą opowiada o wojnie w ukraińskich mediach, tym razem mówi o mobilizacji, a dokładniej jej braku.
Kontekst: ukraińska ustawa mobilizacyjna przeciąga się od końca ubiegłego roku a w ukraińskich mediach społecznościowych trwa koordynowana przez Rosjan zmasowania kampania o “brutalności WKU”, na Zakarpaciu zdarzały się blokady dróg i pobicia przypadkowych przyjezdnych, których protestujący brali za “agentów WKU”.
Dikij mówi, że dalsza zwłoka ze strony władz cywilnych i tępota ludzi, którzy w myśl zasady “moja chata z kraja” myślą, że Putin im nic nie zrobi bo nie mieszkają na wschodzie, może doprowadzić do sytuacji, że Rosjanie w końcu zajmą kolejne duże ukraińskie miasto. Nie z powodu braku amunicji (bo “czeska inicjatywa” się materializuje i rozwiąże problem do końca roku) i braku fortyfikacji (bo te powstają) tylko z powodu braku wyszkolonych ludzi do ich obsadzenia. Dikij ma nadzieję, że jeżeli do tego dojdzie to jest szansa, że tak wielka porażka otrzeźwi społeczeństwo i doprowadzi do kolejnego wielkiego pospolitego ruszenia, jak w 2022 roku. Nietrudno jednak się domyślić, że jego opinia na temat tej części społeczeństwa, która obecnie ze wszystkich sił uchyla się od mobilizacji jest, mówiąc delikatnie, negatywna.
Cały wywiad: https://www.youtube.com/watch?v=LXZzCmkBzgI
Wywiad wywiadem, ale ja bym ten temat rozwinął na szerszej płaszczyźnie architektury społeczeństw wschodnioeuropejskich. Bo z jednej strony mamy neo-feudalny model rosyjskiego zamordyzmu, który uważamy za odrażający i nie do przyjęcia.
Z drugiej mamy środkowoeuropejskie społeczeństwa wieców, protestu, indywidualizmu, “wolnoć Tomku w swoim domku” i “moja chata z kraja”. Pod tym względem Polska i Ukraina nie różnią się absolutnie niczym.
I teraz dochodzimy do strategicznego pytania o moc sprawczą tych społeczeństw: fajnie jest decydować wszystko na wiecach, organizować protesty i stawiać liberum veto na każdy temat. Jeżeli jednak wola wiecowania przesłoni większości ludzi wolę przetrwania jako zbiorowość, to w konfrontacji z zamordystycznym i agresywnym sąsiadem - to wiecowanie się skończy. W kontekście ukraińskim, “tępe kury” (jak to ujął Dikij) blokujące drogi na Zakarpaciu nie będą już nic blokować bo zostaną zastrzelone przez rosyjski OMON, a ich mężowie zostaną zabrani do rosyjskiej armii i wysłani do zdobywania nowych rubieży na zachodzie. Myślę, że nietrudno będzie nam tutaj znaleźć analogie z Polski.
I w takim przypadku nieuchronnie trzeba będzie przyznać że, z ewolucyjnego punktu widzenia, zamordyzm może być nieładny ale ma większą moc sprawczą niż kultura wiecowa, przynajmniej w populacjach o niskiej kohezji społecznej i wysokim poziomie indywidualizmu. Wiemy jak się skończyła polska państwowość w 1792 roku i potem w 1946. Czy uda nam się to sp…lić po raz trzeci? Zobaczymy, zależy to tylko od nas.
(Nie rozumiem Ukraińskiego, więc nie wiem, czy moje pytanie nie ma odpowiedzi w wywiadzie; niestety nawet automatyczne tłumaczenie napisów z jakiegoś powodu nie działa.)
Umiem sobie wyobrazić parę powodów do niesolidarnego podejścia:
- obawa przed niesprawiedliwością w poborze (w szczególności, gdy niesolidarne podejście innych wygląda na skuteczne),
- obawa przed brakiem roztropności (bardziej bezpośredniego) dowództwa (np. takie, jak chyba w Polscie rozpowszechnił serial Kawalieria Powietrzna).
Czy wiesz może o jakiś próbach dowiedzenia się o tym, jakie są deklarowane powody tego podejścia? (Albo widzisz jakieś potencjalne powody, których ja nie widzę?)
@robryk
Myślę, że to jest zbieg wielu czynników, tak samo jak w Polsce. Władze przez lata nie spełniały swoich zobowiązań, co skutkuje brakiem zaufania ale także koniecznością radzenia sobie samemu w każdej sytuacji. Także wtedy gdy samemu nie się poradzić, nawet gdy państwo stopniowo zaczyna robić to do czego zostało powołane czyli np. obrona kraju.