Po raz kolejny wracam z Polski z przekonaniem, że pomimo ogromnego postępu w rozbudowie infrastruktury autem jeździ się u nas fatalnie. Między innymi dlatego, że ta rozbudowa idzie w złym kierunku.
1. Przejścia dla pieszych bez świateł na czteropasmowych drogach?! Nigdzie indziej na świecie nie widziałem tak absurdalnych i niebezpiecznych rozwiązań jak w Polsce. Na S1 z Bielska jest ich kilkanaście, w Krakowie np na Conrada. Droga ekspresowa z ograniczeniem do 70 a potem 50 na odcinku może 100 m, za którym jest przejście bez świateł to stwarzanie zagrożenia dla pieszych.
2. Pierwszeństwo pieszego przy zbliżaniu się do przejścia - w mieście, z wysepkami i ruchem 30 km/h - być może. Ale pierwszeństwo wszędzie, włącznie z tymi drogami ekspresowymi to dosłownie pchanie pieszych pod koła. Fajnie, że pieszy ma formalnie pierwszeństwo tylko to nic nie zmienia jak jest ciemno i go zwyczajnie nie widać. Aż sprawdziłem - od dwóch lat liczba potrąceń pieszych na przejściach rośnie. Wnioski? Zero.
3. Oznakowanie to jakiś absurd - liczba wywieszonych w jednym miejscu znaków jest nieraz taka, że fizycznie nie ma możliwości ich przyswojenia nawet jadąc 40 km/h. To akurat było zawsze, ale ja zawsze mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i weźmie pod uwagę coś takiego jak zdolności percepcyjne Homo sapiens. Ale nie, myślenie magiczne rządzi.
4. Ograniczenia prędkości typu 40 km/h na drodze ekspresowej robione wyłącznie z założenia, że wszyscy będą tam jechać szybciej. Miejscowi wiedzą i jadą 70 km/h ale ktoś kto jedzie z daleka to nie wie czy na końcu nie czai się radar, więc jak debil zwalnia… po czym szybko doganiają go “wiedzący” i mrugają albo wyprzedzają.
5. Kultura jazdy znacznie się poprawiła, zdarza się nawet wpuszczanie “na suwak”. Nadal zauważaln odsetek buców, którzy jadąc 160 km/h siadają na zderzak nawet w trakcie wyprzedzania i mrugają światłami tak jakbym jadąc 140 km/h mógł włączyć jakieś turbo i skoczyć do przodu aby opróżnić drogę dla hrabiego.